Jezus przyszedł do swojego rodzinnego miasta – miejsca, w którym wzrastał, gdzie znał twarze, głosy, zapachy domów i ulic. Wydawałoby się, że to właśnie tu spotka się z największym zrozumieniem, przyjęciem, radością. Przecież „swoi” wiedzieli, kim był. Wiedzieli, kim jest Jego Matka, znali Jego rodzinę, Jego historię. A jednak – nie przyjęli Go. Zdziwienie i wątpliwość szybko zamieniły się w lekceważenie.
To bardzo ludzka scena. Głęboko poruszająca. Wielu z nas nosi w sobie podobne doświadczenia. Czasem to ci, od których najbardziej oczekujemy wsparcia – rodzina, bliscy, ludzie, których kochamy – są tymi, którzy nas nie rozumieją, którzy kwestionują naszą drogę, naszą przemianę, nasze wybory. Mówią: „Przecież cię znamy!” I bolą te słowa bardziej niż milczenie obcych.
Jezus usłyszał: „Skąd u Niego ta mądrość i cuda?” – jakby to było niemożliwe, żeby coś wielkiego przyszło z tego, co zwyczajne.
W tym fragmencie widać też, jak wielkim ciężarem bywa krytyka – zwłaszcza ta niesprawiedliwa, ta, która nie opiera się na prawdzie, ale na uprzedzeniach. Jezus nie zatrzymał się na niej, ale ją przyjął. Bez buntu. Bez rewanżu. To weźmy dla siebie – nie musimy udowadniać swojej wartości tym, którzy nas nie chcą zrozumieć. Możemy iść dalej. W prawdzie o sobie. W świetle Bożym.
Bo każdy z nas potrzebuje miejsca, w którym nie musi tłumaczyć się z tego, kim jest. Potrzebuje ludzi, którzy nie patrzą przez pryzmat dawnych porażek czy wyobrażeń, ale sercem. Bóg rozumie nasze odrzucenia. Nie jesteśmy sami, gdy boli samotność, gdy doświadczamy braku zrozumienia.
Czasem trzeba zostawić to, co nas ciągnie w dół – sceptyczne komentarze, zniechęcające spojrzenia, toksyczne relacje. Odejście nie jest zawsze ucieczką. Czasem jest wyrazem dojrzałości. Pozwala nam zachować serce wrażliwe i czyste. Daje przestrzeń do wzrastania.
Jezus z powodu niedowiarstwa „niewiele zdziałał cudów”. Ale nie dlatego, że przestał kochać. Tylko dlatego, że serca tych ludzi były zamknięte. A miłość nigdy nie działa na siłę.
Dzisiaj chcę zapamiętać, aby nie zamykać się na Jezusa, który przychodzi właśnie przez ludzi zwyczajnych, przez gesty delikatne, przez prawdę, która może zaskakiwać. Codzienność i zwyczajność są przestrzenią, gdzie w relacjach z ludźmi dzieją się cuda miłości i bliskości.
s. Anna Gadzała
Jezus, przyszedłszy do swego miasta rodzinnego, nauczał ich w synagodze, tak że byli zdumieni i pytali: „Skąd u Niego ta mądrość i cuda? Czyż nie jest On synem cieśli? Czy Jego Matce nie jest na imię Mariam, a Jego braciom Jakub, Józef, Szymon i Juda? Także Jego siostry czy nie żyją wszystkie u nas? Skądże więc u Niego to wszystko?” I powątpiewali o Nim. A Jezus rzekł do nich: „Tylko w swojej ojczyźnie i w swoim domu może być prorok lekceważony”. I niewiele zdziałał tam cudów z powodu ich niedowiarstwa. Mt 13, 54-58