„Patrzałem, aż postawiono trony, a Przedwieczny zajął miejsce. Szata Jego była biała jak śnieg, a włosy Jego głowy jakby z czystej wełny. Tron Jego był z ognistych płomieni, jego koła — płonący ogień. Strumień ognia się rozlewał i wypływał sprzed Niego. Tysiąc tysięcy służyło Mu, a dziesięć tysięcy po dziesięć tysięcy stało przed Nim. Sąd zasiadł i otwarto księgi. (…) (Dn 7, 9-10.13-14)
Czytając dzisiejsze czytanie z Księgi Daniela w uszach brzmiał mi fragment Reqiuem Mozarta. Tak, to Msza Żałobna. Można by powiedzieć, że ciężki i przygnębiający temat więc dlaczego rozpoczynam od niego nasze pierwszopiątkowe rozważanie przypadające w święto Przemienienia Pańskiego?
Rex tremendae maiestatis – fragment trzeciej części wspomnianego utworu, przyprawił mnie o dreszcze podczas koncertu. Niemalże wykrzyczane przez chór, głośne i przejmujące „REX” – król, z każdym powtórzeniem coraz bardziej uświadamiało mi Jego królowanie, władzę, potęgę, której i tak nie jestem w stanie do końca zgłębić.
Poczułam, że jestem w obecności Ogromu, wobec którego jestem niczym. Taka jest prawda o człowieku. Niezmienna, czy to w czasach Mozarta czy dzisiaj. Ale ten dreszcz nie miał nic wspólnego z przerażeniem, lękiem, niepewnością, czy jakimś poczuciem małości, niegodności, czy czymkolwiek innym, co miałoby mnie zasmucić, czy uczynić nieważną wobec wielkości Boga. To było raczej wzruszenie. Jeszcze nigdy słowo „król”, w odniesieniu do Boga, nie było dla mnie tak zrozumiałe, tak głośne i tak wzruszające. Nigdy też nie było tak ciepłe jak w tym właśnie utworze o „ dniu gniewu”. Pomyślałam też wtedy o procesie. Ile Bóg zdziałał w moim życiu, jak mnie prowadził, jak mnie przeprowadzał przez lęk, odsłaniał prawdę o mnie. Jak cierpliwie, w moim tempie odsłaniał mi Siebie, czekając aż przyjmę, aż zrozumiem, czekając aż dojrzeję, aż zobaczę, aż zapiszę w sobie, uwierzę, że On jest dobry. Bóg, od wieków niezmienny, Bóg, który się wobec mnie przemienia, który idzie ze mną, Bóg, który szanuje moją drogę. Bóg, którego potęgi się nie boję, bo wiem, że Jego potęgą jest Miłość i ze względu na tą miłość wyznaję Go jako Boga i poddaję się Jego królowaniu. Królowaniu, które przenika i kształtuje moje serce, nie temu, które na zewnątrz da się zapisać prawem, nie takiemu, które egzekwuje moje postawy i działania, ale z wielkim szacunkiem do mojej wolności, powoli odsłania zapisane w moim sercu prawo. Wypisane we mnie podobieństwo, bo jestem stworzona na Jego obraz, na obraz Miłości. Takie Boże królowanie usłyszałam w ciężkich dźwiękach Requiem.
Jezus wziął z sobą Piotra, Jakuba i Jana i zaprowadził ich samych osobno na górę wysoką. Tam przemienił się wobec nich.
Dzisiejsza scena Przemienienia mówi mi o Bogu, który odsłania przede mną Swoje bóstwo, swoją potęgę, swoje królestwo. Odsłania przede mną Swoje otwarte serce. A ja, tak jak uczniowie wracam z tej góry pięknych z Nim spotkań i niewiele rozumiem. Mam czas. To niezwykle pocieszające – Bóg daje nam czas, nie pośpiesza. To my mamy do siebie pretensje, że ciągle nie rozumiemy, nie dowierzamy i wiele innych „nie”. Bóg tak na nas nie patrzy, daje nam czas. On jest cierpliwy i miłosierny, łagodny. Jego potęgą jest miłość.
Jezus zabiera ze sobą uczniów. Idą w jedno miejsce, ale ta droga dla każdego z nich jest inna, inne są ich serca. Wybiera konkretny czas i konkretnych ludzi.
Kiedy stajemy przed Słowem, szukamy Boga, pragniemy się z nim spotkać, przybliżyć się do Jego Serca, kierujemy naszą uwagę na Niego. On kieruje swoją uwagę na nas. Nie możemy w tym spotkaniu, w tej drodze pomijać siebie. TY, ze wszystkim, co w Tobie, Twoje życie, Twoja historia, Twoje uczucia, Twoje relacje. Bez Ciebie nic się nie wydarzy, bez Ciebie nic się nie zmieni. Bez Ciebie nie ma relacji z Bogiem, bez Ciebie nie ma żadnych relacji. Dlatego tak ważne jest, żeby uświadomić sobie i pytać siebie, o to, co teraz jest w moim sercu. Co w nim się rodzi, co czuję sercem i ciałem, jakie mam myśli ? Bez oskarżeń i analizy. Ty, osobny od innych na tej samej drodze do poznania Boga.
Usłyszałam ostatnio, że „pytania otwierają na zmiany”. Najprostsze pytania do siebie, o siebie. Nie bójmy się ich zadawać. W spotkaniu ze Słowem Bóg przychodzi do mnie. Może inaczej, odsłania nam Siebie obecnego w nas. Dobrze jest, żebyśmy też tam byli.
I zjawił się obłok, osłaniający ich, a z obłoku odezwał się głos: „To jest mój Syn umiłowany, Jego słuchajcie”. I zaraz potem, gdy się rozejrzeli, nikogo już nie widzieli przy sobie, tylko samego Jezusa.
Głos Ojca potwierdza przerażonym uczniom – ten jest Mesjaszem. To jest Syn dany światu, wyczekiwany przez pokolenia. On jest większy niż ci wielcy prorocy, którym chcieli postawić namioty. Jego mają słuchać. Gos ten rozlega się w obłoku, który ich osłania. Przerażeni i zaślepieni przez obłok, słyszą, że są bezpieczni. Z tym jednym wskazaniem „To jest mój Syn umiłowany, Jego słuchajcie” są bezpieczni. Przypomina mi się ten obłok, słup ognia i chmury z Księgi Wyjścia, który był znakiem Obecności Pana. Prowadził ich, a Pan „Przemawiał do nich w słupie obłoku: słyszeli Jego zlecenia i przykazania, które im nadał” (Ps 99, 6-7)
Paradoks. Bóg obecny i prowadzący swój lud w tym, co zaślepia, przemawiający właśnie w tym momencie, w którym jesteśmy zagubieni. W niezrozumieniu, chaosie, ciemności.
Dla mnie jest to Słowo o Kościele. W obecnej sytuacji ciągle to nowych wypływających skandali, zaniedbań, które są raną dla wielu, rozczarowania i zawodu, jesteśmy zaślepieni i oszołomieni jak w gęstej chmurze, niezrozumiałym i przerażającym obłoku. Ciężko czasem dostrzec nam Obecnego w nas, w Kościele, Chrystusa. Chciejmy jeszcze głośniej usłyszeć słowo Ojca : „To jest mój Syn umiłowany, Jego słuchajcie”. To jest Jego Ciało. Chciejmy Go słuchać. Wsłuchiwać się w Jego serce. Od Niego uczyć się wrażliwości na skrzywdzonych, od Niego uczmy się niezgody na grzech i miłości do tych, którzy się dopuszczają się grzechu.
On jest obecny także w naszych życiowych trudnościach, przeprowadza nas przez nie, dając nam Swego umiłowanego Syna, tego, który umiłował nas do końca. Pan odsłania nam siebie, za każdym razem inaczej, tak byśmy mogli Go dostrzec w sobie i cieszyć się Jego obecnością.
Niech Jego Słowo umacnia w nas wiarę i uwalniają nas od lęku, niech nas przemienia na naszej drodze poznawania samych siebie oraz doświadczenia potęgi Jego miłości.
s. Olga Maria Jaroszek